Co zamiast MS Office? Alternatywne oprogramowanie w Twoim biurze!

Kto chętny do oszczędzenia kilku ładnych setek? Jasne, tylko co trzeba zrobić? Niewiele, wystarczy pomyśleć, poszukać, a najlepiej od razu przeczytać ten artykuł. Tym razem podpowiemy Ci, młody przedsiębiorco, jak zaoszczędzić na oprogramowaniu biurowym. Co zamiast MS Office? Czy jest realna alternatywa? I na co zwracać uwagę w podczas cięcia tego typu kosztów? Zapraszam.

Oprogramowanie biurowe? Tylko legalne i z licencją do użytku komercyjnego!

Od razu wyjaśnijmy sobie pewną kwestię. To, że jakiś program jest darmowy (licencja freeware) nie oznacza, że automatycznie możecie go używać w swoim biurze. To bardzo częsty błąd popełniany przez oszczędnych przedsiębiorców. Zawsze, w każdej sytuacji, musicie przeczytać warunki licencyjne programu, który instalujecie na swoim komputerze. Największe niespodzianki czekają Was w przypadku programów antywirusowych. Oczywiście, że większość populacji korzysta z darmowych wersji. Problem polega na tym, że prawo do ich nieodpłatnego użytkowania mają tylko osoby prywatne. Wy, jako przedsiębiorcy, podlegacie już licencji komercyjnej, a ta w 90% przypadków jest niestety płatna. Zwróćcie na to uwagę i szybko przejrzyjcie, co tak naprawdę jest zainstalowane na Waszym komputerze.

Nieco większe możliwości – w porównaniu do programów antywirusowych – mamy w przypadku oprogramowania stricte biurowego. Na rynku znajdziemy całą paletę mniej lub bardziej udanych edytorów tekstu, programów graficznych, arkuszy kalkulacyjnych czy klientów poczty e-mail. Przetestowałem kilka z nich i z mojej perspektywy na jakąkolwiek uwagę zasługują 3. Oto moja krótka recenzja.

Co zamiast MS Office? Macie ograniczone pole manewru

  1. Apache OpenOffice / fot. openoffice.org
    Logo Apache OpenOffice / fot. openoffice.org

    Open Office – na polskim rynku jeden z największych konkurentów Microsoftu (o ile w ogóle możemy mówić o jakiejkolwiek konkurencji). Pakiet bardzo szybko się rozwija i już dziś może być realną alternatywą dla MS Office, o ile nie macie bardzo zaawansowanych wymagań. W pakiecie są: edytor tekstu, arkusz kalkulacyjny, program do tworzenia prezentacji, program do rysunków, narzędzie do tworzenia bazy danych i program do wykonywania skomplikowanych obliczeń matematycznych. Jest tego sporo i wszystko działa na niezłym poziomie. To, co mnie osobiście bardzo denerwuje, to archaiczna grafika, mała przejrzystość interfejsu, wciąż niedoskonały słownik w edytorze tekstu oraz wolne działanie. Biorąc jednak pod uwagę, że OO może być za darmo użytkowany w firmie, można ten pakiet polecić każdemu startującemu przedsiębiorcy, który nie chce generować dużych kosztów. Pamiętajcie, że edytor tekstu domyślnie zapisuje pliki w formacie .odt, których otwarcie w MS Office powoduje często błędne formatowanie treści.

  1. Alternatywa dla MS Office - Libre Office
    Logo LibreOffice / fot. pl.libreoffice.org

    Libre Office – dla mnie klon Open Office, choć oczywiście można znaleźć między nimi różnice. Wizualnie i pod względem przejrzystości są to bardzo podobne programy. W pakiecie znajdują się dokładnie takie same aplikacje. Pakiet jest bardzo łatwy w obsłudze, ale znów – zbyt archaiczny. Dla doświadczonych w pracy z różnymi pakietami napiszę, że interfejs do złudzenia przypomina ten, który cieszył nasze oczy w MS Office 97. Libre Office zdobywa coraz więcej użytkowników, ale w skali świata to wciąż śladowy udział. Mi ten pakiet nie przypadł do gustu – nie zrezygnowałbym dla niego z OO.

  1. Google Docs -alternatywa dla lubiących być zawsze on-line i zakochanych w usługach potentata (też je kocham, ale bez przesady). Pakiet biurowy Google jest oczywiście udostępniony z poziomu przeglądarki internetowej. Rdzeniem całego systemu jest oczywiście wirtualny dysk, na którym zapisujemy swoje dane i mamy do nich dostęp z każdego miejsca na świecie. Pakiet w pełni wspiera oprogramowanie MS Office, ale niestety nie działa to tak idealnie w drugą stronę – zdarzyło mi się, że tekst z Docs miał inną czcionkę i formatowanie po otwarciu w Wordzie. Do mnie póki co Google Docs nie przemówiło, ale tylko z jednego powodu – jestem staroświecki. Lubię mieć poczucie własności, a taki wirtualny pakiet dostępny z poziomu przeglądarki mi tego poczucia nie gwarantuje. Osobną kwestią jest to, że do korzystania z usługi musimy być on-line, a to często nie jest przecież możliwe. No i najbardziej kontrowersyjna sprawa – chmura Google. Założę się, że Jennifer Lawrence w tym miejscu skończyłaby czytanie tego tekstu z solidnym rumieńcem na twarzy.

Dlaczego wracam do MS Office?

Niestety, korzystanie z darmowego oprogramowania biurowego ma wiele minusów. Wy niekoniecznie musicie je odczuć. Ale Wasi klienci – i owszem. Pamiętajcie, że jednak zdecydowana większość firm bazuje na pakiecie MS Office. Jeśli wysyłacie im jakiekolwiek dokumenty zapisane w podejrzanych, z ich punktu widzenia, formatach, narażacie się na:

a) to, że ich w ogóle nie otworzą

b) potraktują je jako „jakieś dziwne pliki, pewnie spam albo wirus”

c) uznają Was za niepoważnym ludzi, najpewniej gimnazjalistów, których nie stać na „normalne” oprogramowanie.

Każda z tych opcji jest dla Was mało korzystna, o czym chyba nie muszę przekonywać.

Niestety, z oprogramowaniem alternatywnym jest tak, że często generowane przez nie pliki nie są do końca kompatybilne z pakietem MS Office. Efekt jest taki, że np. komentarze wstawione w pliku stworzonym w edytorze tekstu Open Office, w klasycznym Wordzie nie są wcale widoczne lub dziwnie się „rozjeżdżają”. Podobnie sprawa ma się z grafikami, tabelkami i generalnie wszystkim tym, co nie jest suchym tekstem. Łatwo sobie wyobrazić, że zapracowany i nerwowy klient nie będzie miał ochoty zastanawiać się, dlaczego to, co mu wysłaliście, nie jest czytelne. Po prostu to wyrzuci i wybierzcie inną ofertę.

Na zakończenie mam dla Was ciekawostkę. Ten tekst powstał w edytorze tekstu dostarczonym przez Apache, czyli wydawcę oprogramowania Open Office. Mam sentyment do tego pakietu, bo jest ze mną od początku komercyjnej działalności i pozwolił mi sporo zarobić bez ponoszenia kosztów (dzięki temu nie musiałem ostro konkurować ceną). Sentymenty powoli wędrują jednak na bok. Okazjonalnie (niekomercyjnie) korzystam również z pakietu MS Office i muszę przyznać, że to wciąż nie jest ten poziom. Produkt Microsoftu bije każde otwarte oprogramowanie na głowę pod względem funkcjonalności i przyjazności dla użytkownika. Dlatego już niedługo pokornie oddam daninę na rzecz molocha z Doliny Krzemowej i przejdę pod skrzydła MS Office. Choć z uwagi na niemoralnie wysoki koszt zakupu tego oprogramowania, robię to z niesmakiem.

Rzecz jasna ten tekst mógłby zostać poszerzony o przykłady alternatywnych, darmowych klientów poczty e-mail, programów do fakturowania (choć tu nie widzę sensu, aby na siłę oszczędzać – odsyłam do TEGO tekstu) czy kosztorysowania, ale wiem, że początkujących przedsiębiorców najbardziej interesują jednak podstawowe pakiety biurowe. Jeśli natomiast sobie tego zażyczycie, zawsze mogę wrócić do tematu z szerszą perspektywą.

Ja się rozpisałem, pora zatem na Was. Z jakiego oprogramowania biurowego korzystacie na co dzień? Udaje się Wam w dalszym ciągu pracować na wersjach freeware? Podzielcie się swoimi doświadczeniami!

[author] [author_image timthumb=’on’]https://nawlasnyrachunek.pl/wp-content/uploads/2013/11/mwynarski.jpg[/author_image] [author_info]Autor jest zawodowym dziennikarzem, redaktorem i copywriterem. Żyje z pisania i mówienia, ale chętnie swoimi umiejętnościami dzieli się też pro bono. Prowadzi własną agencję tekstotwórczą, blog o budownictwie energooszczędnym, podróżuje i namiętnie uprawia ogród. Prywatnie ma żonę, córkę i fioła na ich punkcie. Udowadnia, że można to wszystko połączyć i jeszcze mieć czas na zwykłe nicnierobienie.[/author_info] [/author]


Opublikowano

w

przez

Tagi:

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *